czwartek, 16 lipca 2015

Portugalia - kraina proszkiem do prania pachnąca


Ciągnące się w nieskończoność nadgodziny zaowocowały kilkudniowym wyjazdem do Portugalii. Chociaż odwiedzić zdołałam tylko dwa miasta, wrażenia pozostaną w pamięci na długo. A bo było słonecznie, a bo było pysznie.... a bo wino smakowało dobrze, jak nigdzie indziej dotychczas.
Bywało też dość nerwowo. Zanim jeszcze dotarłam do hotelu zderzyłam się z lizbońską rzeczywistością i uświadomiłam sobie, że z "ichniejszymi" umiejętnościami porozumiewania się w języku angielskim i moim poziomem znajomości portugalskiego współpraca nie będzie zbyt owocna.


Nie po to by się stresować są wakacje, szybko trzeba było więc nerwy odstawić na bok i zacząć czerpać przyjemność z pobytu na najdalej wysuniętym w kierunku zachodnim lądzie Europy. 




Pierwszego poranka, zaraz po tym jak koguty zapiały swoje "kukuryku", wyruszyliśmy na wędrówkę po Lizbonie - by przekonać się na własnej skórze co ma w ofercie. Skorzystaliśmy z porady recepcjonistki i zaopatrzyliśmy się w bilety komunikacji miejskiej (6€ + 0,40 za kartę samą w sobieumożliwiające korzystanie z tramwajów, autobusów i ku naszemu zaskoczeniu nawet wind przez cały dzień. Karta, w którą warto się zaopatrzyć jeśli ma się w planie pokonywanie sporych odległości, zwłaszcza w upale. Przejażdżka klimatyzowanym autobusem to przyjemny sposób poruszania się po mieście. Z karty można korzystać wielokrotnie, doładowując ją o kolejne przejazdy bądź kto woli - zasilając kartę o 5, 10, 15 Euro. 



Przystanek: Praça da Figueira - Plac Figowy 


W przeszłości, na terenie dzisiejszego placu znajdował się Szpital Wszystkich Świętych. 

Po trzęsieniu ziemi w 1755 roku utworzono tam miejsce targowe o powierzchni 8000 m², które służyło mieszkańcom aż do 1949 roku. Wówczas  plac przebudowano i nadano mu kształt zbliżony do tego, który możemy dziś oglądać. 
Plac zachował częściowo swoją funkcję sprzed wielu lat. Na głównej płycie dziś rozkładają się stragany z przyrządzanymi domowymi sposobami serami, wędlinami, miodami czy nalewkami. Są też sprzedawane przekąski na ciepło jak i na zimno, owoce oraz napoje. Jest też sporo pamiątek - i tych ręcznie wykonanych i tych importowanych z dalekich Chin. 

Wokół placu na turystów czekają TUK TUKi - mniejsze bądź większe pojazdy do przemieszczania się po mieście. Jest ich pełno, nie było chyba ulicy w Lizbonie gdzie Tuk Tuka nie spotkaliśmy. Dotychczas w mojej wyobraźni Tuk Tuki istniały tylko w Tajlandii - teraz już wiem, że nie trzeba jechać do Bangkoku żeby się przejechać tym klimatyzowanym na swój sposób stworem.

Praça da Figueira to też jeden z większych przystanków autobusowych oraz miejsce postoju taksówek i autobusów HOP ON HOP OFF.

My na placu zjedliśmy po ciasteczku i wypiliśmy kawę z mlekiem (podobno taką serwują tu tylko turystom, sami Portugalczycy piją tylko mocne espresso). 
Oj...ich kawa smakiem z pewnością wyprzedza wszelkie Costy i inne Starbucksy. 

Po takim śniadanku jest energia i siła by ruszać dalej!

Przystanek: Elevador de Santa Justa - Winda Santa Justa

To najpopularniejsza z czterech wind znajdujących się w Lizbonie. Wybudowano ją by służyła mieszkańcom, przemieszczającym się z dzielnicy Baixe do położonej wyżej dzielnicy Chiado. 
45 metrowa, ażurowa konstrukcja reprezentuje styl neogotycki. Pod względem architektonicznym doszukiwać się w niej można podobieństw z Wieżą Eiffla. Nie bez przyczyny - została bowiem zaprojektowana przez wybitnego ucznia słynnego Gustawa EIffla - Raula Mesnier de Ponsard. 
Na konstrukcję składają się dwie windy mogące pomieścić jednocześnie do 24 osób. Kabiny wykończono w środku drewnem. 
10 lipca 1902 roku winda została oddana do użytku publicznego. Początkowo zasilana była parą wodna, w 1907 roku wyparły ją silniki elektryczne.
Dziś głównie korzystają z niej turyści. Ale nie tylko. Zgodnie z przeznaczeniem służy też mieszkańcom. Bilet w kasie kosztuje 5€. PAN przed nami skasował znajomo wyglądającą nam zieloną kartę.  W ostatniej chwili zorientowaliśmy się, że możemy skorzystać z naszego day passa, którego kupiliśmy wcześniej.